Fagradalsfjall – początki
W marcu 2021 roku świat obiegła informacja o nowej erupcji na islandzkim półwyspie Reykjanes. Już na miesiąc przed wybuchem wulkanu cała okolica wraz ze stołecznym Reykjavikiem odczuwała szereg mniejszych i większych wstrząsów sejsmicznych. Aż w końcu 19 marca obudził się nowy islandzki wulkan – Fagradalsfjall.
Poprzednia erupcja wulkanu o niewymawialnej nazwie Eyjafjallajökull z 2010 roku, była bardzo potężna. Spowodowała między innymi przerwanie ruchu lotniczego w Europie na sześć dni. Dlatego nie byłem zapewne jedyną osobą ciekawie spoglądającą na wiadomości z Islandii. Co więcej, urodziło się we mnie ogromne pragnienie zobaczenia tego żywiołu na żywo. Oczywiście wszyscy pamiętamy, że tegoroczny marzec, to w zasadzie środek pandemii w naszym kraju. Wyjazd gdziekolwiek był mocno utrudniony, często wręcz niemożliwy. Obserwowałem wprawdzie nielicznych szczęśliwców, którym udało się dotrzeć na Islandię. I zazdrościłem. Również mieszkańcy, szczególnie Reykjaviku i okolic tłumnie wylegli podziwiać erupcję. Zdjęcia żywiołu śniły mi się po nocach. Ale dopiero szczepienie pozwoliło realnie myśleć o wyjeździe. Przygody dotyczące procedur wjazdowych opisałem w poprzednim poście, do którego chętnych odsyłam. Tak czy inaczej, dopiąłem swego i na początku czerwca znalazłem się pod wulkanem.
Trudno mi w zasadzie zrozumieć moją fascynację erupcją. Nigdy szczególnie nie interesowałem się tematyką wulkaniczną. Jednak coś pchało mnie, żeby zobaczyć krater i jęzory lawy. I nie zawiodłem się. Emocje związane z dotarciem na miejsce, wybranie szlaku, wreszcie moment, kiedy mijasz ostatnią przeszkodę i Twoim oczom ukazuje się szalejąca, nieokiełznana moc! Ach! Wspaniałe uczucie!
Baby Volcano
Fagradalsfjall nie jest olbrzymim wulkanem (właściwie w dolinie Geldingadalir jest kilka stożków wulkanicznych pod tą wspólną nazwą). Początkowo nazywano go pieszczotliwie Baby Volcano. Obecnie na pewno nie jest już baby. Jest groźny i niebezpieczny. Stanowi realne zagrożenie. Mimo, że erupcja wciąż nie jest nawet porównywalna do tej z 2010 roku, islandzkie władze już zdecydowały się na ewakuację farmy Isolfsskali, która leży na drodze lawy zmierzającej w stronę oceanu. Badacze sklasyfikowali Fagradalsfjall jako wulkan tarczowy. Tego typu wulkan charakteryzuje się brakiem gwałtownych erupcji, a wydobywająca się z jego wnętrza lawa jest rzadka i bardzo gorąca. Nasz wulkan nie zachowuje się jednak wzorcowo. Wulkany tarczowe są zwykle najaktywniejsze na początku swojego istnienia. Tymczasem bohater niniejszego wpisu raz przygasa, raz pluje lawą wysoko w górę. 5 maja zarejestrowano fontanny lawy dochodzące do 450 m wysokości!
Podsumowując, bliskość Reykjaviku (około 50 km) i stosunkowo łagodny przebieg erupcji dają gotowy przepis na sporą atrakcję turystyczną. Dla mnie, osoby podróżującej z aparatem, możliwość obejrzenia i sfotografowania aktywnego wulkanu, rzeczywiście jest niebywałą atrakcją. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że
mimo, iż Islandia jako taka, jest krajem ze wszech miar wartym obejrzenia, wyjazd jedynie dla erupcji, jest wystarczającym powodem, aby tu przyjechać!
Planowanie wycieczki
No dobrze, ale jak tam dotrzeć? Jak się poruszać? Czy jest bezpiecznie i na co uważać? Te pytania każdy odwiedzający wulkan, powinien sobie zadać. A następnie odpowiedzieć na nie PRZED podróżą! Pozwólcie więc, że spróbuję tutaj przybliżyć Wam temat. Na szczęście Islandia jest krajem, gdzie bardzo dba się o bezpieczeństwo odwiedzających. Co za tym idzie, mamy do dyspozycji szereg źródeł, które pozwolą nam bezpiecznie poruszać się po wyspie, a przede wszystkim, bez szwanku dotrzeć w okolice wulkanu.
safetravel.is
Planowanie wycieczki proponuję zacząć od wizyty na stronie safetravel.is. Znajdziecie tam masę wiedzy na temat bezpiecznego poruszania się po Islandii. Ale to co powinno zainteresować Was najbardziej w kontekście tego artykułu, to podstrona safetravel.is/eruption-in-reykjanes. Znajdziecie tam aktualizowane każdego dnia, szczegółowe informacje o warunkach na szlakach, ewentualnych zagrożeniach i bieżącej pogodzie. Co więcej, możecie zostawić tam nawet informację o planowanej podróży dla służb ratowniczych ICE-SAR (Search & Rescue)! Układając wycieczki, zawsze zaczynałem od tej właśnie strony.
vedur.is
Kolejną stroną, bez której nie wyobrażam sobie wyjścia w teren na Islandii jest vedur.is. Zapomnijcie o wszelkich popularnych aplikacjach pogodowych dostępnych na telefon. Zmienność aury jest tak ogromna, że po prostu nie zdają one egzaminu. Vedur.is jest oficjalną rządową stroną Icelandic Meteorological Office. Instytucji odpowiedzialnej m.in. za monitorowanie i analizę wszelkich zjawisk pogodowych na wyspie i przylegających akwenach. Jest to niesamowite źródło wspomagające planowanie wszelkich wyjść na Islandii. Dodatkowo strona na bieżąco informuje o aktywności wulkanu, kierunku wiatru, stężeniu trujących gazów – ta wiedza w skrajnych przypadkach może uratować życie. Więc znowu – bez sprawdzenia vedur.is – nie idźcie pod krater.
road.is
Ostatnia strona godna odnotowania to road.is. Należy do The Icelandic Road and Coastal Administration i jak można się domyślić informuje o stanie dróg i możliwościach przejazdu. Na potrzeby dojazdu do wulkanu, nie są to może kluczowe informacje, ale gdy planujecie wjazd do islandzkiego interioru, informacje z tej strony są nieodzowne.
Wszystko przygotowane! Co dalej?
Po przeanalizowaniu sytuacji i zdobyciu wiedzy teoretycznej o panujących warunkach, jesteśmy gotowi do wyprawy. No, nie do końca. Jeszcze moment. Zadbajcie o ubranie, jedzenie i picie! Koniecznie weźcie coś ciepłego i chroniącego przed wiatrem i opadami. Pogoda może zmienić się w przeciągu kilku minut. Zadbajcie o wysokie buty i kijki trekkingowe. Zależnie od szlaku jaki wybierzecie, teren będzie mniej lub bardziej wymagający. Warto więc być dobrze przygotowanym. Jest jeszcze jedna, nie mniej istotna rzecz, o której wspomnę. Bezwzględnie weźcie ze sobą przynajmniej maskę z filtrem FFP2. Ludzie zwykle lekceważą zagrożenie, sam zresztą tak zrobiłem. Pierwsza moja obecność przy wulkanie trwała z dojazdem 24h. Obserwacja wciąga. Nie miałem maski i lekko się przytrułem oparami znad lawiniska. Ból głowy i duże drapanie w gardle utrzymywały się przez kilka kolejnych dni. Nie lekceważcie zagrożenia. Służby SAR są obecne na miejscu do dwunastej w nocy, potem przez kilka godzin mają przerwę w monitorowaniu obszaru. A jest on na tyle duży, że nawet kiedy są, mogą nie zdążyć dotrzeć z pomocą. Przykład? Proszę bardzo. Gazy wydobywające się z wulkanu mają najwyższe stężenie tuż przy gruncie. Wyobraźcie sobie, że złamaliście nogę, nie jesteście w stanie samodzielnie wstać… nietrudno o nieszczęście. Zresztą z tych samych względów obowiązuje całkowity zakaz wprowadzania psów na szlak.
Aaaa! Jeszcze jedna uwaga. Na pewno widzieliście na rozlicznych instagramowych relacjach smażenie kiełbasek i innych rzeczy nad lawą. Cóż, oprócz wrażeń wizualnych, są też wrażenia zapachowe, nie mówiąc już o trujących oparach. Osobiście nie sądzę, żeby ktokolwiek spożywał tak przyrządzone żarcie. Jeżeli są takie osoby, to hmm… gratuluję głupoty.
Fot.: Grzegorz Długosz
I na zdrowie!
Ufff, w końcu jedziemy! Dotarcie na jeden z parkingów, gdzie możemy zaparkować samochód i z którego zaczyna się wędrówka do miejsca erupcji nie jest szczególnie skomplikowane. Zakładam, że będziecie jechać autem z Reykjaviku. Nawigacja pokieruje Was drogą nr 41 do Grindaviku, ale zignorujcie tę trasę. Jest po prostu nudna. Zdecydowanie ciekawszym wariantem jest skręt w drogę nr 42 (kierunek Hafnarfjordur). Malownicza trasa prowadzi nas wzdłuż jeziora Klejfarvatn, a kilka kilometrów za nim proponuję się zatrzymać przy źródłach geotermalnych Krysuvik, które mało kto odwiedza, a są niewątpliwą atrakcją. Dalej jedziemy na południe, aż do brzegu Oceanu Atlantyckiego, gdzie skręcamy w prawo w drogę nr 427. Prowadzi nas ona już bezpośrednio do miejsc parkingowych, skąd ruszymy w kierunku wulkanu. I tu niespodzianka – parking jest płatny. Koszt – 1000 ISK, czyli ok. 30 pln. Zapłacicie kartą przez specjalną aplikację. Dlaczego tak jest? Otóż okoliczne ziemie oraz sam wulkan są własnością prywatną – leżą na czyimś polu! Tak! Jedni czerpią zyski z erupcji, inni muszą ewakuować dobytek… Próba ominięcia parkingu i zatrzymanie się przy drodze skończy się bardzo wysokim mandatem.
Szlaki dojściowe
Plecak na ramię, kijki w dłoń i na szlak. Ale który? Obecnie mamy dostępne dwa szlaki – B i C. Kiedy w połowie czerwca byłem przy Fagradalsfjall, właśnie zamykano szlak A, który był pierwszą drogą prowadzącą pod sam krater. To z niego można było robić spektakularne zdjęcia tuż pod wulkanem. Niestety lawa przerwała tę drogę, zalewając dolinę Geldingadalir. Najlepsze miejsca do obserwacji nie są już dostępne. Co wcale nie oznacza, że wciąż nie da się zrobić spektakularnych kadrów. O nie! Miejsce nieustająco zachwyca. A jeżeli będziecie mieli niedosyt, aparaty fotograficzne nie dadzą rady, a drony za nisko latają, zawsze możecie wykupić komercyjne loty śmigłowcem. Ale wybaczcie, nie znam kosztów takiej atrakcji.
Wróćmy do szlaków. Jest dostępna mapa z kapitalną animacją jak te szlaki obecnie wyglądają i jak zmieniały się od początku erupcji. Znajdziecie ją na stronie islandzkiego urzędu geograficznego National Land Survey.
Jak wspomniałem, na dziś mamy do dyspozycji dwa dojścia. Zacznę od drogi C. Prowadzi ona od parkingów do czoła lawy. Szlak jest bardzo łatwy, nawet dla niewprawnego wędrowca. Dojście zajmie nie więcej niż godzinę. W obie strony. Ostatnio szlak został przedłużony i prowadzi dosyć stromo na wzgórze Langihryggur, skąd rozpościera się widok na krater od frontu. Wydaje mi się, że jest to obecnie najlepszy punkt widokowy. Musicie tylko dołożyć jeszcze ok. 1-1,5 godziny marszu.
Szlak B natomiast, jest znacznie dłuższy i trudniejszy (ok 1,5h w jedną stronę). Na końcowym podejściu zamontowano nawet linę, która pomaga wspiąć się na szczyt wzniesienia. Co więcej wdrapując się tam, zobaczymy wulkan od boku, a nie od frontu, gdzie gotuje się lawa. Warto więc zadać sobie pytanie czy wogóle tamtędy iść. Jak możecie się domyślić – to zależy. Osobiście wybierałem to podejście z kilku powodów. Po pierwsze, prawie nikt nie korzysta ze szlaku B, więc jest pusto. Po drugie, mimo, że widok na sam wulkan nie jest najlepszy, to daje szeroką panoramę na całą, zalaną lawą dolinę. I to robi ogromne wrażenie. Po trzecie najbliżej z tego punktu widokowego do samego stożka. Jeżeli latacie dronem, nie muszę tłumaczyć, że to istotny parametr. I po czwarte wreszcie, idąc w prawo na południe w stronę oceanu, dotrzecie do resztek szlaku A. Jeżeli traficie na dużą aktywność, widoki będą niezapomniane. W tym miejscu małe ostrzeżenie – oficjalne szlaki są dwa, ale nie ma zakazu poruszania się poza szlakami. Mimo to, planujcie wędrówkę z głową. Teren jest niestabilny, jest sporo ruchomych i śliskich kamieni czy mchów. Krótko mówiąc – uważajcie.
Na koniec ostatnia uwaga. Na Islandii trwa dzień polarny. Oznacza to, że w zasadzie całą dobę jest jasno. To daje ogromne możliwości planowania czasu wędrówki. Proponuję wyjście na szlak o godzinie 20.00 i jeżeli warunki do obserwacji sprzyjają, pozostanie tam do rana. Na szlaku B, w okolicach 24.00 nie było ani jednej osoby. Byłem sam i w pełni mogłem nacieszyć się możliwością oglądania żywiołu. Przeżycie jedyne w swoim rodzaju! Gdy wyjeżdżałem z wyspy pod koniec czerwca, podjechałem jeszcze raz rzucić okiem na wulkan. Była godzina +/- 15.00. Na parkingu tłumy. Trudno było znaleźć miejsce. Na szlakach to samo. Oznacza, to, że ruch turystyczny jednak ożył. I moja propozycja wieczornego/nocnego wyjścia ma duży sens.
Jeżeli planujecie wyjazd na Islandię, pominięcie wulkanu, wg mnie byłoby, dużą stratą. Nawet przy niewielkiej aktywności, dymiące pole lawy robi wrażenie. Sam rozważam jeszcze jeden wyjazd, gdzie głównym punktem będzie właśnie Fagradalsfiall. Dotarcie do wulkanu nie jest szczególnie trudne ani niebezpieczne. Mimo to odradzam wszelką brawurę i lekceważenie zagrożeń. Widziałem ludzi chodzących po zastygłej, ale wciąż ciepłej lawie. Pod spodem płynie rozżarzona skała o temperaturze 1000°C! Głupio byłoby dostać nagrodę Darwina za ugotowanie się w takiej kąpieli. A kandydatów było już kilku. Zostawię Was z linkiem do tego filmu. Ku przestrodze.
Ciekawy jestem czy ktoś z Was miał już okazję zobaczyć wulkan. A może właśnie planujecie wyjazd? Dajcie znać w komentarzach! Wszystkim życzę ogromnych wrażeń i niesamowitych kadrów! Oczywiście, jeżeli czujecie, że nie wyczerpałem tematu, nurtują Was pytania dotyczące wulkanu Fagradalsfiall – piszcie.
Poniżej przygotowałem dla Was zestawienie wszystkich wymienionych w artykule stron, z których korzystałem planując wyjazd i każde wyjście na Islandii:
- safetravel.is – świetne źródło informacji na temat bezpiecznego podróżowania
- vedur.is – najlepsze źródło informacji o pogodzie
- road.is – informacje dotyczące dróg, ich przejezdności, itp.
- lmi.is – kapitalna animacja postępów lawy i zmian szlaków
- volcanoweather.is – strona-przewodnik po wulkanie Fagradalsfiall