Jaskinia lodowa
Z natury nie jestem wielkim fanem spotkań i rautów towarzyskich. Lubię ciszę, spokój i bycie z samym sobą. Z drugiej jednak strony nie mam problemu z nawiązywaniem relacji z drugim człowiekiem. Wydaje mi się, że to ważna cecha, ponieważ otwiera wiele drzwi. Czasami pomaga w sytuacjach wydawałoby się – bez wyjścia.
Jeżeli czytaliście poprzedni wpis, być może pamiętacie, że na liście miejsc, które chciałem zobaczyć na Islandii są jaskinie lodowe. Koniecznie musiałem się dowiedzieć czy te jedyne w swoim rodzaju wytwory natury, na żywo wyglądają faktycznie tak jak na zdjęciach. Czy ich niewiarygodny turkus to przypadkiem nie jest efekt działania suwaków w Photoshopie. I poza wszystkim chciałem mieć jedną z lodowych jaskiń w swoim fotograficznym portfolio.
Pora roku sprzyjała tej inicjatywie – marzec, to jeszcze zima na Islandii, w późniejszym okresie zwiedzanie jest niebezpieczne, ponieważ jaskinie mają tendencję do zapadania się. Krótko mówiąc – w nieodpowiednim momencie można łatwo stracić życie. Ale to nie wszystko – niestety nie jest łatwo dostać się do takiej jaskini. Szukanie ich na własną rękę jest bardzo niebezpieczne, a bez sprzętu i doświadczenia – w zasadzie niemożliwe. Chcąc nie chcąc jesteśmy skazani na wejście z przewodnikiem lub zorganizowaną wycieczką. Ofert jest dużo, wszystkie charakteryzują się wysoką ceną – ok. 800 pln od osoby (wycieczka), przewodnik to już koszta kosmiczne, dochodzące do 2000 pln za osobę. U nas dochodził jeszcze jeden problem – chcieliśmy robić zdjęcia nie niepokojeni przez nikogo. Musieliśmy zdecydować się na biuro podróży i na pół roku wcześniej opłacić naszą jaskinię z opcją fotograficzną.
Kłopoty
Tak też zrobiliśmy i umówionego dnia stawiliśmy się na zbiórkę. Doświadczenie zdobyte w dniach poprzednich podpowiadało, że to się może nie udać. Za dużo turystów, za dużo chętnych. To już nie przygoda – to przemysł. Niestety ten czarny scenariusz się sprawdził. Specjalnym truckiem dojechaliśmy lodowcem do jednej z jaskiń i oczom naszym ukazał się widok potworny – kolejka zwiedzających. Wyobrażacie to sobie?! Wśród pięknej, dzikiej przyrody, na lodowcu stoi KOLEJKA chińskich turystów!
W tych warunkach nie było żadnej szansy na czysty kadr. Byłem wściekły – pieniądze wyrzucone w błoto, nici ze zdjęć, strata czasu, który mogliśmy przeznaczyć na co innego. Poszedłem do naszego przewodnika, żeby wylać swoją złość, że w zasadzie to zostaliśmy oszukani i jakie są inne możliwości. Nie przejmując się zbytnio przyjął wywody i stwierdził, że na indywidualne zwiedzanie jaskiń trzeba wykupić specjalny hiking, że trwa to około 11 godzin i słono kosztuje. To już wiedziałem. Ale na koniec kazałem zaprowadzić się do człowieka, który takimi rzeczami się zajmuje. Wezmę kontakt – może kiedyś, w przyszłości się przyda i będzie mnie stać na taką przygodę…


Wybawienie
I wtedy właśnie, w momencie całkowitej rezygnacji, pojawiło się dwóch wielkich (dosłownie) islandczyków – Birgir Þór Júlíusson i Halli Hansen. Musiałem wyglądać na całkowicie przybitego i zdegustowanego. Opowiedziałem im o naszej niefortunnej atrakcji, o braku funduszy na prawdziwe zwiedzanie ice cavów. Panowie okazali się być przewodnikami jaskiniowymi, a Birgir właścicielem jednej z firm obsługujących wycieczki. Może trudno w to uwierzyć, ale właśnie w tym momencie, ktoś odwołał umówioną z nimi wiele miesięcy wcześniej indywidualną wyprawę do jaskini. Panowie uśmiechnęli się, popatrzyli na mnie i zaproponowali, żebyśmy wskoczyli na wolne miejsce. ZA DARMO!!! CAŁKOWICIE FREE! Bo taki mają kaprys. I tak się stało – zobaczyliśmy i sfotografowaliśmy nie jedną, ale dwie jaskinie, w tym tzw. Black Diamond Cave, która nie jest tylko błękitna, ale przetykana pasami czarnego lodu. Niesamowite.
Po raz kolejny przekonałem się, że relacja z drugim człowiekiem to bardzo ważna rzecz. Być może jeszcze odrobina szczęścia, fart, może urok osobisty. Kto wie 😉
Special thanks to Halli Hansen and Birgir Þór Júlíusson

