Memorial Maria Luisa
Memorial Maria Luisa to pierwszy duży konkurs fotograficzny, na którym się fizycznie znalazłem. Nie pierwszy, na który zostałem zaproszony, ale pierwszy, na który pojechałem. Jakiś czas temu pisząc o konkursach, wspominałem o moich decyzjach i niedoszłych przygodach w Stanach Zjednoczonych. Zostawmy jednak USA, zainteresowanych co się tam (nie) wydarzyło odsyłam do tamtego wpisu.
Memorial Maria Luisa to jeden z tych konkursów, w którym zawsze miałem ochotę wziąć udział. Powodów jest wiele, ale jeden szczególny i bardzo dla mnie istotny. Otóż jury konkursowe po wstępnej selekcji nadesłanych zdjęć wybiera te, które muszą przejść weryfikację. Autorzy wybranych fotografii są zobowiązani dostarczyć do wglądu oryginalne pliki raw, aby sędziowie mogli wykluczyć próby manipulacji przy ich postprodukcji. Krótko mówiąc, zdjęcia z dodanymi lub usuniętymi elementami, sklejki z kilku fotografii, itp. są z automatu dyskwalifikowane. To jeden z niewielu tak rygorystycznych konkursów, dlatego tak ważne było dla mnie spróbowanie swoich sił na tej imprezie. Z powodów bliżej nieokreślonych nigdy wcześniej nie udało mi się wysłać zgłoszenia. A to zapominałem o terminie, a to nie byłem pewny czy moje zdjęcia są wystarczająco dobre (tak, to swoją drogą też temat na oddzielny wpis). W końcu jednak się zdecydowałem i w zeszłym roku nadesłałem swoje zgłoszenie na konkurs. Kiedy więc otrzymałem informację, że moja praca „Gods Awakening” znalazła się wśród 9 nagrodzonych w kategorii Mountain Landscape, byłem naprawdę dumny z siebie. Dla ścisłości – organizator przewiduje kilka kategorii konkursowych. W każdej z nich przyznaje tylko jedno miejsce zwycięskie oraz osiem wyróżnień – Mension de Honor. I takie wyróżnienie przypadło mi w udziale.
Ale czym właściwie jest konkurs MML? Otóż jest to hiszpański konkurs, poświęcony filmom i fotografii górskiej, krajobrazowej, naturalnej i przygodowej. Jak sama nazwa wskazuje jest to memoriał, czyli wydarzenie upamiętniające. W tym przypadku Marię Luisę Alvarez, która zginęła w wypadku podczas trekkingu w górach. Jej przyjaciele, aby uczcić pamięć Marii, zorganizowali mały lokalny konkurs fotograficzny, który rozrósł się do sporych rozmiarów i osiągnął rangę wydarzenia międzynarodowego. Jest obecnie jednym z ważniejszych konkursów fotograficznych o tej tematyce na świecie. Tym bardziej cieszy mnie zdobyte wyróżnienie. Ostatnia edycja MML, w której miałem przyjemność uczestniczyć, odbyła się już po raz 29. W roku 2019 przypada okrągła, 30-sta rocznica, więc macie okazję spróbować swoich sił. Zapisy są już otwarte. Termin zgłaszania prac to 1 grudnia, więc… nie zwlekajcie!
Wygrałem! Ale co dalej?
W zasadzie nigdzie nie trafiłem na opis, jak wygląda przebieg podobnych wydarzeń. Laureaci konkursów zwykle chwalą się osiągnięciami (i słusznie!), ale sam opis imprezy schodzi na plan dalszy. Tymczasem po otrzymaniu zaproszenia na uroczystą galę konkursową, poza oczywistą euforią, miałem też szereg pytań, na które musiałem sobie sam zorganizować odpowiedzi. Myślę, że opisanie tutaj moich zmagań z materią może przydać się Wam – przyszłym laureatom 😉
Zacznijmy więc od początku. Kilka miesięcy po zgłoszeniu fotografii na konkurs, otrzymałem prośbę o podesłanie oryginalnego rawa, co jak już pisałem wyżej, ma na celu wyeliminowanie oszustw. Regulamin dopuszcza pewne odstępstwa od tej reguły. Przykładem może być fotografia złożona z dwóch komplementarnych ujęć. Tzn. w przypadku, gdy fotografowana scena ma tak olbrzymią rozpiętość tonalną, że nawet użycie filtrów szarych nie pozwala na jej rejestrację na jednej klatce, jury dopuszcza złożenie ostatecznej pracy np. z dwóch ujęć. Jednego naświetlanego na światła, drugiego na cienie. W takim przypadku należy dostarczyć dwa oryginalne rawy. Po kolejnym miesiącu od wysłania pliku i tuż przed ogłoszeniem oficjalnych wyników dostałem wiadomość, że moja praca została nagrodzona i w związku z tym organizatorzy zapraszają mnie wraz z osobą towarzyszącą na uroczystości związane z finałem, galą konkursową i rozdaniem nagród. Co więcej wszystkie te atrakcje opłaca organizator. Natomiast koszt dojazdu muszę pokryć z własnej kieszeni. Pełny pakiet wraz z dojazdem należał się jedynie zwycięzcom – głównemu oraz w poszczególnych kategoriach.
Tym razem nie zastanawiałem się długo. Nie chciałem stracić kolejnej szansy, którą dał mi los. Wraz z moją wspaniałą Nieżoną zdecydowaliśmy się na wyjazd do Hiszpanii, aby wspólnie celebrować sukces. Szybko przeliczyłem budżet i zdecydowałem się pojechać na miejsce do Oviedo dwa dni przed galą, aby móc zwiedzić miasto i popatrzeć jak płynie tam życie. Bardzo lubię takie obserwacje!
Oviedo
A Oviedo, stolica Asturii, to przepiękne, choć stosunkowo nieduże, pełne zabytków miasto. W ostatnim czasie zostało rozsławione dzięki filmowi Vicki Cristina Barcelona Woodego Allena, którego zresztą pomnik stanął na jednej z głównych ulic miasta. Obecnie po oskarżeniach o molestowanie seksualne płynących pod adresem reżysera, rozważa się usunięcie monumentu. Samo miasto na szczęście nie jest zbyt turystyczne, więc nie ma tam tłumów jak w Madrycie czy Barcelonie. Można swobodnie spacerować, skręcać w wąskie uliczki i próbować lokalnych przysmaków, np. oryginalnego asturyjskiego cydru – o czym za moment. Asturia to przepiękny region Hiszpanii z wysokimi górami i z dostępem do Oceanu Atlantyckiego poprzez Zatokę Biskajską i arcyciekawej linii brzegowej. Brzmi kusząco prawda? Szczególnie dla fotografa krajobrazu.
Tak, ale nie tym razem!
Z rozmysłem i premedytacją zabrałem ze sobą jedynie aparat. Bez statywu, filtrów, wężyków spustowych, dysków do backupu i powerbanków. To był czas dla nas – mojej połówki i mój. Nie chciałem rozpraszać się i łapać kilku srok za ogon. Było to dla nas święto i wydarzenie. Chciałem byśmy oboje dobrze się bawili. Od zdjęć są plenery, nie uroczystości. W mojej opinii dzielenie czasu między rodzinę i robienie zdjęć się nie sprawdza. No chyba, że żona czy dziewczyna podziela Twoją pasję! Ale to nie jest mój przypadek.
Tak czy inaczej, spojrzenie na Asturię i Oviedo nie tylko przez wizjer aparatu, pozwoliło skupić się na innych rzeczach niż poszukiwanie odpowiedniego kadru. Historyczne budowle, muzea (bezpłatne!), zaułki, obłędnie smaczne jedzenie i to o czym już wspominałem – cydr! Rejon Asturii słynie z produkcji cydru. Wiadomo – alkoholowy napój z jabłek – nie brzmi to szczególnie atrakcyjnie. Znamy cydr z polskich sklepów. Ale proszę Państwa! Ten napitek i jego specyficzny sposób podawania, to absolutne mistrzostwo smaku. A jeszcze w towarzystwie przefantastycznego dania regionalnego – Pulpo del Cantábrico a la Gallega con Cachelos – czyli grillowanej ośmiornicy podanej na pieczonych ziemniakach. No bajka! Zabierzcie mnie tam znowu!!!
Asturyjski cydr
Natomiast wracając jeszcze na moment do cydru. Wiem, to nie jest blog kulinarny. Ale wybaczcie, muszę o tym napisać! Tak jak u nas możemy odwiedzić piwiarnię, coraz częściej nazywaną kraftownią, tak w Asturii znajdziemy sidrerias. Są to restauracje, gdzie napijemy się cydru. W Oviedo mogę polecić całą ulicę, gdzie są sidrerias. To Calle Gascona, przy czym szczególnie przypadła mi do gustu restauracja La Pumarada .
W cydrowniach kelnerzy nalewają napój do szklanek z bardzo dużej wysokości. Wygląda to tak, że kelner jedną ręką trzyma butelkę maksymalnie nad głową, w drugiej natomiast ma szklankę niemalże przy kolanach. Między szyjką butelki a szklanką, cydr przebywa drogę ok. 1,5 m. Płyn po prostu spada w dół rozpryskując się na boki. Już sam sposób podawania i wprawa kelnerów powodują opad szczęki. Ale nie chodzi tylko o zadziwienie odbiorcy. Ten specyficzny sposób lania napoju do szklanki ma na celu spienienie cydru. Wtedy płyn „pracuje” i wydobywa się z niego esencję smaku. Dlatego nalewa się jego niewielką ilość i spożywa pijąc duszkiem od razu po podaniu.
Sposób podania jest bardzo spektakularny i wygląda dokładnie, jak na poniższym filmie:
Kto raz spróbuje asturyjskiego cydru, już nigdy nie spojrzy na ten oferowany u nas.
Można oczywiście próbować nalać samodzielnie cydr do szklanki, ale kończy się to rozlaniem po podłodze połowy zawartości butelki. Podłogi lepią się więc od napitku, bo klienci mimo wszystko próbują. Kelnerzy bacznie jednak obserwują salę i natychmiast pomagają przy próbie samodzielnego lania, pędząc z drewnianą cembrowaną michą. Cały proces rodzi kupę śmiechu i powoduje przednią zabawę.
Kto nie próbował – koniecznie powinien. Niezapomniane przeżycie. Choć lojalnie ostrzegam. Kto raz spróbuje asturyjskiego cydru, już nigdy nie spojrzy na ten oferowany u nas. Ja już tęsknię!
Mieszkańcy Oviedo
Oprócz cydru i żarcia mam też socjologiczne spostrzeżenia (jednak odstawienie na chwilę aparatu pomaga). Dotyczą nocnego czy wieczornego życia mieszkańców Oviedo. Oczywiście są to spostrzeżenia turysty, nie-socjologa, do tego niepoparte żadnymi badaniami. Tym samym być może wnioski są całkowicie błędne. Biorę to na klatę. Otóż uderzyło mnie to, że bawią się wszyscy! Z przewagą – uwaga! – osób starszych. I to nie z przedziału 50-60 lat, ale nawet 70+! Przychodzą całe ekipy babć i dziadków. I bawią się naprawdę świetnie. Aż miło na to patrzeć. Towarzystwo rozmawia, tańczy, śpiewa. Pije. Wszystko w cudownej, radosnej atmosferze. Spostrzeżenie drugie – dużo osób porusza się na wózkach inwalidzkich. Nie żyją na obrzeżach społeczeństwa. Są mobilni dzięki pomocy znajomych/rodziny, wolontariuszy. I również świetnie się bawią.
Kilka wieczorów z rzędu przechadzaliśmy się po knajpach. W środku tygodnia. Wtorek, środa, a knajpy pełne do rana! Oczywiście rozumiem, że taka jest specyfika narodów południowych, że fiesta i maniana. Rozumiem jeszcze jedno – my, Polacy, wciąż jesteśmy narodem na dorobku. Emeryci mogą sobie pozwolić na znacznie mniej niż ich rówieśnicy na zachodzie. Że ogólnie jest ciężko.
Ale ludzie! Tu chodzi o coś więcej – o SERDECZNOŚĆ w stosunku do drugiego człowieka! Naprawdę, uśmiechajmy się do siebie odrobinę częściej. To nie wymaga wielkiego zachodu. Czy musimy patrzeć na siebie jak na wroga? Wystarczy przecież uśmiechnąć się do siebie na ulicy. To tak mało, a daje tak wiele…
Uroczystości w Infiesto
Wróćmy jednak do konkursu. Jak już pisałem, Memoriał jest poświęcony szeroko pojętej fotografii górskiej outdorowej. Poziom nagrodzonych i wyróżnionych zdjęć, był bardzo wysoki. W niektórych przypadkach autentycznie zazdrościłem autorom szczęścia, umiejętności i możliwości uchwycenia tak spektakularnych kadrów. Zdarzyły się też fotografie, które w mojej ocenie były nieco dyskusyjne. Nawet one jednak, to kawał świetnej roboty. Po prostu na tle innych wypadały odrobinę gorzej. Ale, o czym wielokrotnie już wspominałem we wcześniejszych wypowiedziach, ocena jury, to mocno subiektywna praca. Trzeba się z tym pogodzić i z góry założyć, że zwycięskie zdjęcie w konkursie X, może odpaść w konkursie Y.
Uroczystości związane z Galą zaplanowano jako imprezę dwudniową. Pierwszy dzień odbył się w Infiesto – rodzinnym miasteczku Marii Luisy, leżącym kilkadziesiąt kilometrów od Oviedo. Organizator zapewniał bezpłatny transport. Od razu przy wjeździe do Infiesto wiadomo było, że odbywa się tutaj konkurs fotograficzny. Wszędzie widać było plakaty, banery, flagi i dekoracje związane z Memoriałem. W zasadzie nie do końca wiedziałem czego się spodziewać w tym dniu. Znaliśmy tylko zarys tego co się będzie działo. I rzeczywiście byliśmy co krok zaskakiwani. Przywitano nas w pięknym zabytkowym hotelu, gdzie mogliśmy porozmawiać w kuluarach z innymi uczestnikami. Towarzystwo było całkowicie międzynarodowe. Każdy kontynent, z wyjątkiem Antarktydy, miał swoją reprezentację. Atmosfera była niemal rodzinna. Wreszcie nastąpiło otwarcie, połączone jednocześnie z rozdaniem nagród zwycięzcom konkursu filmowego.
Nagrodę główną zdobył obraz „Zabardast”, który możecie obejrzeć bezpłatnie na YouTube. Co ciekawe, w zasadzie całość oficjalnych przemówień odbywała w języku hiszpańskim. Na angielski tłumaczono tylko niewielkie fragmenty. Kiedy w którymś momencie wyraziłem swoje zdziwienie tym faktem, otrzymałem odpowiedź: „This is Asturia Sir! Nobody speaks English!” To była odpowiedź na wesoło i z przymrużeniem oka, ale jednak dająca wiele do myślenia! Nie ma wyjścia, trzeba się uczyć języków!
This is Asturia Sir! Nobody speaks English!
Uroczystości nie mogły odbyć się bez dziennikarzy, wywiadów i oczywiście zdjęć na specjalnie ustawionej ściance festiwalowej. Trochę mnie to śmieszyło, z drugiej strony, cóż, chwila sławy mile łechce własną próżność i jest po prostu przyjemna. Punktem kulminacyjnym tego dnia było otwarcie wielkiej pokonkursowej wystawy w Infiesto. Była to wystawa plenerowa, ustawiona na skwerach i placach w najbardziej reprezentacyjnych punktach miasta. Wszystkie wystawione prace były zasłonięte i czekały na oficjalne zaprezentowanie.
Każdy z nas – uczestników, był po odsłonięciu pracy, zobowiązany do wygłoszenia kilku słów o swoim zdjęciu. Jak możecie się domyśleć, w jednym z dwóch obowiązujących języków – hiszpańskim lub angielskim. Ponieważ hiszpańskim nie władam, musiałem na szybko przygotować sobie krótki spicz po angielsku. To było dla mnie dosyć stresujące przeżycie, ponieważ nie poinformowano nas o tym odpowiednio wcześniej i nie byłem przygotowany do takiej mowy. Szczególnie, że oprócz kolegów fotografów, towarzyszyła nam świta złożona z chyba połowy mieszkańców miasta. Koniec końców udało mi się wymyślić całkiem zgrabną historię mojego kadru. Dostałem gromkie brawa, zdjęcie zostało przyjęte bardzo ciepło. Wzruszyłem się, ponieważ wiele osób podchodziło do mnie po przemówieniu, gratulowało osobiście sukcesu i pracy włożonej w wykonanie fotografii. Już samo to było dla mnie wspaniałą nagrodą.
Wisienką na torcie był rozmach i sposób prezentacji zdjęć. Jakość druku i wykonania to absolutny top. Wyobraźcie sobie własne zdjęcie w ogromnym rozmiarze – 1,5 metra w podstawie – prezentowane w podświetlanym, specjalnie na tę okazję skonstruowanym kasetonie. To naprawdę robi wrażenie!
Pierwszy dzień zakończył się kolacją, gdzie przy winie, już na luzie, mogliśmy się zintegrować, poznać i pogadać o fotografii. Ogólnie bardzo przyjemny czas. Muszę w tym miejscu dodać, że oprócz mnie, w konkursie MML zostało nagrodzonych jeszcze dwóch Polaków. Zwycięskie zdjęcie w kategorii Natural Landscapes zdobył Wojtek Kruczyński, którego wraz z żoną mogłem poznać na gali. Natomiast dwa wyróżnienia w kategorii Mountain Climbing wywalczył Piotrek Deska, który niestety nie mógł przyjechać do Asturii i znamy się tylko wirtualnie. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam poznać się w plenerze. Obu Panom serdecznie gratuluję świetnej roboty – kto nie zna ich prac, polecam szybko nadrobić zaległości. Warto! Przy okazji serdecznie Was chłopaki pozdrawiam!
Gala konkursowa
Kolejny dzień to właściwa Gala. I to już nie były żarty! Obowiązywał strój galowy, o czym z uwagi na rangę imprezy uprzedzał Organizator w specjalnym liście skierowanym do laureatów konkursu. W związku z tym targałem ze sobą garnitur. Po cichu powiem, że specjalnie na tę okazję kupiony. Doszedłem do wniosku, że jestem reprezentantem naszego kraju i warto pokazać się maksymalnie dobrze.Uroczystości rozpoczęły się w zabytkowym i pięknym Hotel de la Reconquista w Oviedo, wybudowanym w 1752 roku. Po zebraniu się wszystkich uczestników, zaproszono nas na zebranie robocze. Otrzymaliśmy na nim identyfikatory imienne i zostaliśmy przeszkoleni jak wygląda protokół imprezy i jak mamy zachować się podczas głównych uroczystości. Po tym nazwijmy to briefingu, wszyscy udaliśmy się do Filharmonii miasta Oviedo, gdzie za chwilę miała rozpocząć się Gala i rozdanie nagród uczestnikom i laureatom konkursu. Emocje rosły od wejścia. Po naszym przybyciu, filharmonia była już pełna widzów, dziennikarzy. Pojawiła się nawet telewizja i włodarze miasta. Widać było, że miasto żyje tym wydarzeniem.
Uroczystość rozpoczęła się na głównej scenie teatru, oficjalnym przemówieniem pana Romána Benito, Dyrektora Memoriału. Następnie na scenę wchodzili sponsorzy i zapowiadali kolejnych laureatów poszczególnych kategorii, wręczając im w blasku fleszy nagrody w postaci statuetek, dyplomów i egzemplarzu oficjalnego albumu pokonkursowego ze wszystkimi zdjęciami nagrodzonych uczestników.
Po emocjach związanych z rozdaniem nagród, po zdjęciach wspólnych i indywidualnych wszyscy laureaci wraz z osobami towarzyszącymi zostali zaproszeni na obiad, a właściwie już kolację, ponieważ dochodziła 22.00. Ten ostatni punkt programu odbył się ponownie w Hotel de la Reconquista. Atmosfera była kapitalna, wszyscy bawiliśmy się świetnie i z wielkim żalem docierało do nas, że to już ostatnie wspólne chwile 29 edycji Memoriału. Wszyscy czuliśmy pewien żal i niedosyt, że to już. Pozostało uściskać się nawzajem, życząc dalszych sukcesów, wymienić kontaktami. Oficjalnie konkurs dobiegł końca.
Podsumujmy
Wnioski nie będą odkrywcze. Warto starać się robić coraz lepsze zdjęcia. Warto dbać o każdy szczegół podczas procesu twórczego. Warto wreszcie brać udział w konkursach. Bardzo się cieszę, że zdecydowałem się na tę podróż i mogłem fizycznie uczestniczyć w Gali. Był to wspaniały czas dla mnie i mojej drugiej połowy. Okazja do poznania fotografów z całego świata, porozmawiania i nawiązania relacji z nimi, wymiana kontaktów. To po prostu procentuje! Do tego genialna atmosfera przez całe dwa dni imprezy. I pewnie warto wymienić jeszcze jedną rzecz, którą zwykle w Polsce wstydliwie się pomija. Nie oszukujmy się, zaspokojenie własnych ambicji, potwierdzenie wartości jako fotografa jest niezwykle przyjemne, liźnięcie tzw. wielkiego świata, miłe połechtanie własnego ego. To też jest ważne! I jeszcze wszystko to w przepięknej scenerii asturyjskich krajobrazów, miast i miasteczek. Podsumowując – pod każdym względem bajka, wszystkim rekomenduję taką przygodę.
Po powrocie do Polski byłem pytany czy wyróżnienie w konkursie MML wiąże się też z nagrodą finansową. Ubiegając pytania, które mogą pojawić się pod tym artykułem, od razu odpowiadam. Nie dostałem takiej nagrody, ponieważ moje zdjęcie zostało „tylko” wyróżnione. Finansową gratyfikację otrzymali zwycięzca całego konkursu oraz zwycięzcy poszczególnych kategorii konkursowych. Wraz z partnerką zostałem natomiast ugoszczony. Co to oznacza? Zapłacono nam za hotel, który mogliśmy sobie dowolnie wybrać, włącznie z wymienionym w tekście hotelem La Reconquista, na co się nie zdecydowaliśmy z jednej przyczyny. Tak jak wspomniałem wcześniej, przyjechaliśmy do Oviedo na kilka dni przed uroczystościami i te dni musieliśmy już pokryć z własnej kieszeni. Jak możecie się domyśleć, pięciogwiazdkowy hotel La Reconquista do tanich nie należy, więc wybraliśmy nieco inną opcję.
Co dalej? Zostały kontakty, zostały relacje z ludźmi rozsianymi po całym świecie – od Kuwejtu po Argentynę. Czy te kontakty coś przyniosą? Jestem pewien, że tak. Na pewno mogą wiele pomóc, choćby w planowaniu wyjazdów w odległe, egzotyczne miejsca, dowiedzeniu się co tak naprawdę warto zobaczyć w danej destynacji, poza głównymi atrakcjami, o których poczytamy w przewodnikach czy samodzielnie wyszukamy w internecie. Więc jeszcze raz powtórzę – bierzcie udział w konkursach, uczcie się i róbcie coraz lepsze zdjęcia. Czy jest to opłacalne, czy ta droga do czegoś prowadzi? Nie wiem! Wiem jedno – daje przeogromną satysfakcję, daje pewność siebie, możliwość rozszerzenia własnych horyzontów. Daje wreszcie kontakt z ludźmi, często z innych kultur i środowisk, ale o podobnych zainteresowaniach. Otwartych, uśmiechniętych i takich, w których towarzystwie chce się przebywać.