Do napisania tego artykułu zbierałem się bardzo długo. Przyczyn było kilka, ale najważniejsza z nich to chęć opisania zimowej arktycznej wyprawy nie na kolanie. Ale tak, żeby wnioski i obserwacje z niej płynące, mogły się przydać Wam – osobom ciekawym od czego w ogóle zacząć i z czym trzeba się mierzyć podejmując takie wyzwanie. Poza tym, głównym powodem wizyty w Norwegii były fantastyczne zwierzęta – piżmowoły. Im też chcę poświęcić trochę miejsca na tych łamach.
Z powyższych założeń wyszło mi, że podzielę tekst na trzy części czy podrozdziały. Dzięki temu nie będziecie musieli czytać całości, ale wybrać sobie fragmenty, które rzeczywiście Was zainteresują. Wierzę jednak, że lektura pełnego tekstu będzie przyjemnością! A jeżeli w ogóle nie macie ochoty na czytanie, zakładam, że oglądanie zdjęć, również dostarczy Wam wrażeń.
Część 1.
Przygotowania i sprzęt
Przede wszystkim nie roszczę sobie praw do bycia wielkim znawcą podróży w terenie. Miej więc Czytelniku na względzie, że nie jestem odkrywcą i podróżnikiem, ale fotografem, chcącym realizować swoje pasje w dzikiej i trudnodostępnej przyrodzie. Priorytetem na takich wyjazdach jest bezpieczeństwo. I w zasadzie wszystkie podejmowane przeze mnie działania krążą wokół tego terminu.

No dobrze, to jak taka wyprawa do Arktyki w warunkach zimowych wygląda?
To oczywiście zależy od wielu czynników i założeń, które poczynimy. Jeżeli chcesz w komfortowych warunkach dotknąć Arktyki, pojedź na zorganizowaną, komercyjną wycieczkę. Organizator takiego wyjazdu, dokładnie opisze, co jest potrzebne i co zabrać. Czym dysponuje i co zapewnia na miejscu. Powinien również dołożyć wszelkich starań, żeby zapewnić możliwie udany wyjazd.
Na drugim końcu skali, mamy z kolei samotny wyjazd w teren. Od razu zaznaczę – jeżeli przychodzi Ci taki pomysł do głowy, a ma to być Twój pierwszy wyjazd tego typu – nie rób tego. To bardzo zły pomysł. I nawet nie chce mi się tłumaczyć, dlaczego. Chociaż z drugiej strony, wszystko dla ludzi. Nagroda Darwina czeka.
Pomiędzy tymi skrajnościami jest natomiast całkiem szeroki środek. I osobiście lubię poruszać się właśnie w jego stosunkowo bezpiecznych ramach.

Oczywiście Arktyka, to szeroki termin i inaczej będzie wyglądał wyjazd na Svalbard, a inaczej na Lofoty. W tym tekście skupiam się na norweskim arktycznym przedsionku, jakim jest Park Narodowy Dovrefjell–Sunndalsfjella wraz z jego dostojnymi mieszkańcami – piżmowołami arktycznymi.
W moim przypadku planowanie wyjazdu zaczęło się bardzo długo przed tym, zanim w ogóle go wymyśliłem. O czym on pisze, zapytasz? Otóż, wspomniałem już wyżej, że kluczem do udanego pleneru, jest dla mnie bezpieczeństwo. Zawsze. Ponieważ fotografuję w terenie od wielu lat, zawsze zakładałem, że mój nienasycony apetyt na prawdziwie naturalne tereny, będzie się tylko wzmagał. A im te tereny są bardziej dziewicze, tym trudniej i niebezpieczniej się tam poruszać. Dlatego od dawna, co pewien czas biorę udział w różnorakich kursach, które podnoszą poziom mojej wiedzy i umiejętności, jak funkcjonować w trudnym terenie. Mam tu na myśli kursy lawinowe, nawigacji czy turystyki wysokogórskiej. Ale również kurs pierwszej pomocy. To naprawdę pomaga w terenie. Osobiście bardzo namawiam.

Ubranie i ochrona
Kolejną rzeczą, szalenie istotną, jest dobór i skompletowanie sprzętu. Inaczej wygląda wyjście nawet na cały dzień np. w Tatry, a inaczej kilkudniowa zimowa wyprawa do Arktyki ze spaniem w namiocie. I o ile sam wyjazd, w sensie logistycznym, może nie być wielkim obciążeniem dla budżetu, o tyle skompletowanie sprzętu stanowi już spore wyzwanie. A potrzeby są całkiem duże. Zaznaczę w tym miejscu, że nie jest celem tego artykułu dokładna rozpiska co i dlaczego ze sobą zabrać. To jednak blog fotograficzny nie sprzętowy. Ale kilka porad wynikających z doświadczeń moich i mojej ekipy wyprawowej przemycę.


W przypadku poruszania się po Parku Dovrefjell, gdzie warunki pogodowe bywają bardzo zmienne, jest dużo kopnego śniegu, wieją silne wiatry, a temperatury spadają grubo poniżej -20°C, odpowiednie wyposażenie to konieczność! Szczególnie, że nasza aktywność z założenia nie jest aktywnością trekkingową, a raczej marszowo-fotograficzną. Co oznacza, że po etapach poruszania się na nartach czy rakietach śnieżnych, następuje długi okres fotografowania, gdzie praktycznie stoimy nieruchomo, będąc narażonymi na wychłodzenie. Polecam więc ubranie na cebulkę. Podczas rozbijania biwaku, czy przy poruszaniu się, kiedy cały nasz ekwipunek, niesiemy w plecaku lub ciągniemy w pulce, lekkie ubranie z wierzchnią warstwą wiatro- i wodoszczelną na wierzchu. Po spodem polar i oczywiście bielizna termiczna. W momencie zatrzymania, maksymalne dogrzewanie ciepłą puchową parką i spodniami puchowymi.


Jeżeli chodzi o sam trekking, to musimy pomyśleć o sprzęcie do przemieszczania się. Narty typu back-country i rakiety śniegowe są nieodzowne. I nie mam na myśli tego albo tego. Oba sprzęty są potrzebne. O doborze nart i wiązań fajnie napisał Adam Gawdzik, serwisman i doradca sprzętu do narciarstwa w sklepie MGB Sport, więc dla chcących pogłębić temat zostawiam link do artykułu.
Oczywiście, do ubrania należy dodać ciepłe i wygodne buty, klika par różnej grubości rękawiczek, czapki, skarpety, gogle narciarskie, kije trekkingowe i masę innych gadżetów.
Biwak
Co jeszcze ze sobą zabrać? Obok sprzętu biwakowego, nawigacyjnego (np. kompas i mapy) czy ABC lawinowego, nieodzowny będzie namiot, śpiwór i mata termiczna. I znowu – każda z tych rzeczy zasługuje na osobny artykuł. Ale hasłowo wspomnę, że namiot musi być zimowy, odporny na trudne warunki, w szczególności silne wiatry. Śpiwór rekomenduję puchowy, a matę termiczną – o jak najwyższym współczynniku R-Value.
Do kompletu należy zadbać o kuchenkę, wysokokaloryczne jedzenie i termosy, które długo będą trzymać ciepło. A całość sprzętu najwygodniej zapakować na pulkę, czyli takie sanie, dzięki którym będziemy mogli cały nasz sprzęt ciągnąć, a nie nieść na plecach.



Sprzęt fotograficzny
A co ze sprzętem foto? Jak zachowują się baterie, itp.? Osobiście z wyprawy na wyprawę redukuję ilość sprzętu fotograficznego na tego typu wyjazdach. Kiedyś potrafiłem targać dwa statywy, dwa korpusy, teleobiektyw stałoogniskowy, kilka zoomów i obiektyw szerokokątny. To podejście jest zdecydowanie niepraktyczne i niewygodne w warunkach zimowych. Obecnie zabieram jedno body i dwa szkła – zoom z zakresu 100-500 i szeroki kąt 15-35. Dla ciekawych, w moim przypadku to Canon R5 + RF 100-500mm f/4.5-7.1L IS i RF 15-35mm f/2.8. Jeśli chodzi o baterie, mam ze sobą 5 kompletów oryginalnych akumulatorów i wystarcza mi one na 4-5 dni bez doładowywania. Bez statywu się nie ruszam i w moim przypadku jest to niezawodny Gitzo Systematic GT3543LS razem z głowicą GH4383QD Series 4, o której zresztą już tu pisałem. Oczywiście zabieram ze sobą powerbank, konkretnie Nitecore Summit 20000. Zdecydowanie go polecam. W zasadzie wszyscy w ekipie używamy tego modelu, jest lekki, pojemny, odporny na mróz do -40°C i nie mieliśmy z nim żadnych kłopotów.
Podsumowując wątek sprzętowy – to jest co najwyżej liźnięcie tematu. Planując wyprawę, bardzo rekomenduję odrobić lekcje i spędzić dużo czasu na planowaniu i kompletowaniu sprzętu, obudowaniu się w wiedzę. Ogólnie warto pytać i zdecydowanie nie warto bać się „zapukać” do osób bardziej doświadczonych, jeżeli ma się jakieś wątpliwości. I jeszcze jedna istotna uwaga – nie trzeba wszystkiego od razu kupować. Istnieją wypożyczalnie, gdzie sprzęt wyprawowy można na kilka dni wynająć, łącznie z pulką czy śpiworem. Można spróbować też taki sprzęt pożyczyć od znajomych. Osobiście jednak odradzam to rozwiązanie – sprzęt lubi się zniszczyć, a niekiedy znajomości nie są w stanie przetrwać podobnych wypadków 😉



W przyszłym tygodniu zapraszam na drugą część artykułu. Skupię się w nim na regułach poruszania się w Parku Narodowym Dovrefjell–Sunndalsfjella.
A już na sam koniec – co jakiś czas jestem pytany czy sprzedaję moje zdjęcia. Tak, oczywiście. Nie mam jednak sklepu (może trzeba to zmienić? ;)) i nie wystawiam prac w galeriach internetowych. Więc po warunki zakupu zapraszam do bezpośredniego kontaktu.
