Mógłbym napisać, że od czasu do czasu robię zdjęcia na koncertach. To wcale nie oczywiste, ponieważ wielu z czytających te słowa, kojarzy mnie raczej z innymi rodzajami fotografii. Mógłbym też wrzucić krótki tekst z galerią, traktujący o ostatnim koncercie, na którym byłem.
Mógłbym.
Problem w tym, że z tym ostatnim widowiskiem wiąże się dla mnie tyle emocji i przeżyć w każdym możliwym wymiarze, że nie ma możliwości, żeby napisać o tym trzy zdania.
Będzie więcej 😉
Pierwszy raz o Heilungu usłyszałem w okolicach 2019 roku i z miejsca zostałem kupiony. Nastrój, aranżacja, dbałość o detal, pierwotny rytm, wokal, pasja – zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Zacząłem czytać, kim są, skąd pochodzą. Przede wszystkim od samego początku, miałem dwa wielkie marzenia związane z tą grupą. Po pierwsze – zobaczyć ich na żywo, być na koncercie. Choć słowo „koncert” w przypadku Heilunga, brzmi dość idiotycznie. Pasuje tu raczej ceremonia czy performance. Oni sami nazywają to rytuałem. Po drugie – zrobić im zdjęcia. I to zdjęcia perfekcyjnie dobre, bo ta muzyka i jej oprawa na takie zasługują.
A czym w ogóle Heilung jest? Bo przecież nie zespołem, w rokowym rozumieniu tego słowa. „Heilung” z niemieckiego oznacza „wyleczyć” lub „uzdrowić”. I tak rzeczywiście jest – ich gęsty, monumentalny folk, oparty na mitologii nordyckiej i wczesnym średniowieczu – przenosi nas w czasie i powoduje niemalże mistyczne uniesienia. Ekipę tworzą Maria Franz, Kai Uwe Faust, Christopher Juul i cały chór wojowników obecnych na scenie.
Pierwszy raz Heilung zawitał do Polski, a nawet do mojej rodzinnej Warszawy w październiku 2019 roku. Wtedy jeszcze było za wcześnie, dopiero ich odkryłem i przegapiłem informację o koncercie. Nie spodziewałem się, nie zauważyłem.
Jak to mówią shit happens.
Następna okazja pojawiła się w czerwcu 2022, gdzie Heilung był jedną z gwiazd na gdańskim Mystic Festival. Pojechałem tylko na nich. Metalowe rytmy na Mysticu interesują mnie mocno umiarkowanie. Z założenia jechałem bez aparatu. Ba! Postanowiłem nawet nie robić zdjęć komórką. Chciałem przeżyć to przedstawienie wszystkimi zmysłami. Zobaczyć na żywo. Poczuć. Niestety festiwal rządzi się własnymi prawami i set po pierwsze był mocno okrojony względem normalnego pełnowymiarowego show. Po drugie, ktoś kto był odpowiedzialny za nagłośnienie, powinien trafić do specjalnego działu w piekle dla beznadziejnych realizatorów dźwięku. Bez stoperów w uszach, dźwięki dobiegające ze sceny miały wiele wspólnego z doznaniami koncertowymi ze Stadionu Narodowego w Warszawie. Kto nie był na Narodowym, niech nie żałuje i nie popełnia tego błędu. Słychać nic. Brzmienia Waszych ulubionych zespołów są nierozpoznawalne.
Ale na samym Heilungu nie zawiodłem się wcale. Co więcej, ta godzina z nimi, tylko zaostrzyła mój apetyt. Wiedziałem już, że trzeba ich zobaczyć w warunkach znacznie korzystniejszych. Chciałem więcej!
I bach! Jest! Centrum Koncertowe ICE Kraków w listopadzie 2022! Marzenie!
No dobrze, ale tym razem oprócz widowiska na żywo, chcę je sfotografować. Zwróciłem się do organizatora koncertu z prośbą o akredytację. I nawet otrzymałem odpowiedź od miłej pani:
Akredytacje przyznajemy przedstawicielom mediów lub profesjonalnym dziennikarzom koncertowym, w zamian za wsparcie w promocji wydarzeń. Przy mniejszych wydarzeniach dajemy szansę także freelancerom, ale Heilung to koncert, który cieszy się ogromnym zainteresowaniem.
Czyli spadaj kolego.
Ale jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia. Napisałem więc bezpośrednio do zespołu. I wtedy zaczęła się znajomość z Rubenem, art directorem Heilunga, który jednocześnie śpiewa w chórze wojowników zespołu. Od razu napiszę – nie udało mi się dostać akredytacji na krakowski koncert…
Ale – nigdy nie rezygnujcie. Feedback od Rubena dostałem następujący:
Robisz świetne zdjęcia i widać, że to profesjonalne rzemiosło. Niestety nie masz doświadczenia w reportażach koncertowych, gdzie warunki oświetleniowe są trudne. Heilung bardzo mocno zwraca uwagę na jakość zdjęć, więc tym razem nic z tego, ale nie padaj duchem, poćwicz, pokaż nam efekty i przy kolejnym razie być może się uda.
I od tej pory ganiałem po różnych koncertach, co też ma swoją ciekawą historię, ale o tym może przy innej okazji 😊
Najważniejsze, że nadszedł rok 2024 i info, że Heilung przyjeżdża do Polski w lipcu i zagra w Sopocie w Operze Leśnej. Natychmiast napisałem do Rubena i równie szybko dostałem odpowiedź:
Hej Rafal. I will give you a pass this time. Please give your full name and email address to us. And please stay in touch here as the date approaches.
Hell yeah!!! 😜
I oto 10 lipca 2024 zrealizowałem jedno z moich muzyczno-fotograficznych marzeń. Zagrało dosłownie wszystko – miejsce, czyli Opera Leśna, aura z niesamowitą burzą i ulewą w tle, towarzystwo (pozdrowienia dla Rafała, Piotrka i Jarka), suport w postaci norweskiej Kalandry i holenderskiego Sowulo. I wreszcie wyczekiwany Heilung.
A Heilung na żywo to obłęd! Dwugodzinny pogański performance, prawdziwy rytuał z historią w tle. Energia, emocje, żywioł! Ciary na plecach! Widowisko nie do opisania i pozostające w pamięci. Z kulminacją w postaci ostatniego utworu Hamrer Hippyer, który wprowadził widownię w prawdziwą ekstazę. Jeden z najlepszych koncertów na jakich byłem. I nie jest to odosobniona opinia. Na koniec zostawię Was z tekstem (tłumaczenie własne z angielskiego) otwierającym cały spektakl i będącym swoistym mottem zespołu:
Pamiętaj, że wszyscy jesteśmy braćmi
Wszyscy ludzie, zwierzęta, drzewa, kamienie i wiatr
Wszyscy pochodzimy od jednego wielkiego bytu
Który zawsze tam był
Zanim pojawili się ludzie i nadali mu imię
Zanim wykiełkowało pierwsze ziarno.
A co ze zdjęciami? Jak robić dobrą fotografię w takich emocjach?!
Nie wiem, próbowałem!
Sami oceńcie 😉
PS 1.: Serdecznie dziękuję sklepowi Fotoforma i Canon Polska za udostępnienie sprzętu specjalnie na ten koncert – przydał się pięknie!
PS 2.: Pozdrowienia dla ludzi spotkanych pod sceną – szczególnie Wiktorii za miłą rozmowę i Vanatku za mega stylizację!
Dla wszystkich, którzy chcieliby poczuć klimat Heilung – link do koncertowej wersji utworu Traust z oficjalnej strony zespołu: