Konkursy fotograficzne


Tytułem wstępu

Tak się szczęśliwie dla mnie składa, że ostatnie pół roku obfituje w szereg fajnych zdarzeń wokół moich dokonań w świecie fotografii. Zdobyłem wyróżnienia i wygrałem w kilku międzynarodowych konkursach fotograficznych. Udzieliłem paru wywiadów, moje zdjęcia publikowano w polskiej i zagranicznej prasie, zorganizowałem wernisaż i wystawę, którą zresztą można cały czas oglądać na Freta 33 w Warszawie. Do czego oczywiście gorąco zachęcam! Po raz pierwszy (razem z Marcinem Pietraszko z Poland in the Lens) zorganizowałem warsztaty fotograficzne.

Oczywiście są to dla mnie ogromne sukcesy i bardzo się z nich cieszę. Ale piszę o tym wszystkim nie z powodu nadmuchanego ego. Chciałbym podsumować ten okres, wyciągnąć wnioski i podzielić się z Wami przemyśleniami co dalej z tą fotografią. Liczę również na odzew z Waszej strony po przeczytaniu tego wpisu. Bardzo mi na tym zależy! Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, kiedy publikuję na blogu, czy w innym miejscu sieci, dyskusja pod takim wpisem jest albo żadna, albo mizerna. Tymczasem zawsze, naprawdę zawsze, po wpisie, dostaję maile, wiadomości prywatne, itp. z pytaniami dotyczącymi zagadnień poruszonych w tekście. Dlaczego? Pomóżcie mi zrozumieć ten fenomen! Przecież dyskusja pod tekstem zostaje i może być pomocna dla kolejnych zainteresowanych poruszanymi tam zagadnieniami. Wasze pytania często wychodzą poza tematykę danego artykułu i są dla mnie przyczynkiem do poruszania kolejnych zagadnień fotograficznych i okołofotograficznych w nowych tekstach. Nie wstydźcie się, pytajcie oficjalnie – to ułatwi mi pracę (bo pisanie tutaj to też praca!).

W jednym z wywiadów zadano mi pytanie:

Czy zarabiasz na fotografii?

Starałem się na nie odpowiedzieć, ale pytania tego typu wciąż powracają. A więc, czy te sukcesy przekładają się na wymierny sukces komercyjny?

Zaczynając przygodę z fotografią krajobrazu, w ogóle nie myślałem o zarabianiu pieniędzy, zdobywaniu nagród. Fotografia była i jest dla mnie odskocznią od rzeczywistości, czyszczeniem głowy, ładowaniem baterii. Jakąś formą kontemplacji. Mam sprawnie działającą firmę, która pozwala mi na realizację wypraw i pomysłów fotograficznych. Dlatego nie muszę szczególnie myśleć o zarabianiu w kontekście robienia zdjęć. Jedyną, ale dosyć istotną sprawą, która w którymś momencie wypłynęła, był czas. Czas poświęcony na planowanie, wyjazdy, organizację, itp. Jest to czas „kradziony” rodzinie i obowiązkom firmowym. Wreszcie cała fotograficzna przygoda, to również koszta. Związane, co oczywiste, z zakupem sprzętu, opłaceniem samych wypraw, ale również z oprogramowaniem, późniejszą obróbką zdjęć, wykonywaniem odbitek. W którymś momencie zauważyłem również, że moje „przygody”, umiejętności i doświadczenie są na tyle atrakcyjne dla innych, że pytania od ludzi pojawiają się samoistnie. Zobaczyłem, że moje osiągnięcia mogą być interesujące dla innych. I w odpowiedziach na te pytania, znalazłem ogromną przyjemność. O co zresztą nigdy siebie nie podejrzewałem, bo jestem raczej osobą szukającą ciszy i spokoju. Co więcej, niechcący i niezauważalnie, dołożyłem sobie do moich fotograficznych działań rzeczy dodatkowe. A to zabieram ze sobą na plenery sprzęt, żeby coś nagrać. A to idąc, zbieram luźne myśli na dyktafon, po to, żeby mi nie uciekły i żeby były zaczynem późniejszych artykułów blogowych. A jeszcze w pewnym momencie zakiełkował pomysł zorganizowania warsztatów fotograficznych. Siłą rzeczy, któregoś dnia pojawiła się w głowie myśl – a nóż tę wiedzę i doświadczenie można będzie przekuć na pieniądze? I wiecie co? Utrzymanie się z fotografii krajobrazowej jest szalenie trudne. Ba! Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że prawie niemożliwe!

No dobrze, to tylko moje zdanie, moja opinia. Sam znam ludzi, którzy z powodzeniem radzą sobie w tej branży. Ale poświęcili się tej dziedzinie całkowicie. To ich zawód. Romantyczna wizja fotografa biegającego z aparatem w dłoni po całym globie, to mit. I trzeba sobie zdać z tego sprawę. Żyjąc dzisiaj zawodowo z fotografii krajobrazu, musimy postępować bardzo odpowiedzialnie i restrykcyjnie trzymać się ustalonego planu. Pilnować budżetu, planować z wyprzedzeniem, być na bieżąco ze sprawami prawnymi, różnymi restrykcjami, prowadzić sprawy księgowe. Samodzielnie, bądź poprzez wynajęte biuro księgowe. Prowadzę firmę od 15 lat, więc te trudności mnie nie przerażają. Przeraża mnie co innego. Otóż niepostrzeżenie dołożyłem sobie w życiu drugi etat. Tyle, że raczej do niego dokładam, niż zarabiam. Ale tu dochodzimy do sedna: fotografowanie ma być dla mnie zabawą! Przekazywanie wiedzy ma być dla mnie zabawą! Bez tego, hobby i wspaniałe zajęcie jakim jest fotografia, zamieni się w kierat i przykry obowiązek. Gdy zabraknie w tym wszystkim elementu zabawy – zajmę się czymś innym!

Podsumowując – tak, uznałem, że nadszedł już czas, żeby zajęcie, któremu poświęcam tak wiele czasu, przynajmniej się samofinansowało. Ale nie za wszelką cenę! Czy to się uda, zobaczymy. Póki co jestem dobrej myśli. Trzymajcie kciuki!

The Peak
Zdjęcie otrzymało m.in. tytuł „Best of Show” w konkursie International Photography Awards 2016

Konkursy

Tymczasem pora wrócić do głównego tematu tego wpisu. Konkursy to temat rozpalający wyobraźnię. Przede wszystkim konkursy fotograficzne, szczególnie te, gdzie płaci się wpisowe sięgające często 20-30$, trzeba wybierać z głową. Wybór jest ogromny, ale w dużej części nie przynosi większych korzyści. Wielu organizatorów liczy na łatwy zysk, nie oferując w zasadzie nic w zamian. Zdarzają się nawet nieuczciwe praktyki, jak na przykład słynna ostatnio afera z „konkursem” International Photographer of the Year, który okazał się zwykłym wyłudzaniem pieniędzy. Jeżeli chcecie spróbować swoich sił w takich zawodach, polecam start w tych uznanych, prestiżowych i istniejących od lat. Gdzie zasady udziału są transparentne, wiadomo kto jest organizatorem, a sędziowie to ludzie uznani w świecie fotografii. Wymienię tu m.in.: International Photography Awards, Prix de la Photogrphie Paris, Siena International Photo Award. Ale uwaga! Nie nastawiajcie się na wygrane finansowe. Te są oczywiście możliwe, ale zwykle ograniczone do trzech pierwszych miejsc w całym konkursie. Wyróżnienia i wygrane w poszczególnych kategoriach nie są gratyfikowane w sposób wymierny. Co więc zyskujemy? Na pewno pewien stopień rozpoznawalności i promocji. Wybierajmy wydarzenia z dużą wystawą pokonkursową. W razie zajęcia miejsca na podium, będziemy obecni na takiej wystawie. Często również w publikacjach poświęconych danemu wydarzeniu. Zwykle wystawa taka jeździ przez cały rok po świecie i jest prezentowana w galeriach, uczelniach, itp. Zdarza się również zaproszenie na uroczystą galę pokonkursową.

Tak mi się właśnie przydarzyło w roku 2016, kiedy to zdobyłem II miejsce w kategorii krajobrazowej oraz tytuł Best of Show w International Photography Awards. Dostałem zaproszenie na uroczystą galę w Nowym Yorku. Pomyślcie jakie to daje możliwości bezpośrednich spotkań i rozmów z ludźmi z branży! Oczywiście, dojazd i zakwaterowanie odbywa się na własny koszt, ale szansa na obejrzenie własnej pracy na ścianach galerii w Nowym Yorku?! Bezcenne. Każdy by chciał. Niestety o tych wszystkich przyjemnych rzeczach dowiedziałem się zbyt późno. Byłem bardzo zaskoczony wyróżnieniem i co tu ukrywać, zupełnie na nie nieprzygotowany. Przede wszystkim nie miałem ważnej amerykańskiej wizy. Poza tym tak krótki czas na zorganizowanie funduszy na lot i pobyt w Nowym Yorku, to było za duże wyzwanie dla mnie. Koniec końców nie podjąłem kroków aby do Stanów dotrzeć. Teraz bardzo żałuję tej decyzji, ale czasu nie cofnę. A wnioski już wyciągnąłem.

Prace nagrodzone na IPA 2016 (w tym moja) prezentowane były m.in. na wystawach pokonkursowych w Nowym Jorku, Moskwie, Paryżu, Budapeszcie, Tokyo, Szanghaju

Jakie jeszcze przewagi daje udział w konkursach? Zwycięstwo czy wysokie miejsca w kategoriach konkursowych dają rozpoznawalność o zasięgu międzynarodowym. Na jakiej podstawie tak sądzę? Otóż wynika to z prostych obserwacji i analizy odwiedzin mojej strony i profili społecznościowych. Mój funpage facebookowy jest stosunkowo niewielki i liczy około 500 obserwujących. Wynika to nie tylko z powodu obecnej polityki ograniczania zasięgów na Facebooku, ale przede wszystkim z mojego niewielkiego zaangażowania w to medium i okazjonalnego publikowania w języku angielskim. Ponadto nie darzę platformy Zuckerberga szczególną estymą i nie mam zbyt dużo czasu, żeby się w nią angażować. Jedyną społecznościówką, którą lubię, cenię i z grubsza nie zaniedbuję jest Instagram (tak wiem, też już należy do FB). Za jego pomocą wciąż docieramy szybciej i szerzej do osób zainteresowanych naszą fotografią. Również do tych z zagranicy. Szczególnie to dostrzegam właśnie po wygranych czy wyróżnieniach w konkursach. Każdy pierwsze co robi, sprawdza delikwenta na Insta. Preferowanie tej platformy zaowocowało znacznie większą liczbą obserwujących, która na dziś sięga ponad 4000.

Instagram – obecnie chyba najciekawsza społecznościówka do prezentowania zdjęć. Na moim profilu znajdziecie najświeższe zdjęcia jakie wykonałem.

W tym miejscu zapytacie pewnie czy to się przekłada na zamówienia, wydruki, itp. Odpowiedź jest mało satysfakcjonująca – w bardzo mizernym stopniu. Ale zasięg i rozpoznawalność dają jeszcze inne przewagi. Coraz częściej dostaję pytania od producentów różnorakiego sprzętu fotograficznego, czy przypadkiem bym czegoś nie potestował. Zdarzają się również pytania o publikacje w internecie i w prasie drukowanej. Mam stałą (w miarę) rubrykę podróżniczą w magazynie iMagazine.pl. Największą dotychczasową publikacją był obszerny wywiad jakiego udzieliłem miesięcznikowi Digital Camera Polska (numer marcowy 2018) po wygranej w kategorii krajobrazowej w konkursie ND Awards. Wersję skróconą tego wywiadu można poczytać online na portalu fotopolis.pl. Ciekawostką była publikacja w jednym z chińskich dzienników internetowych, o której nawet nie wiedziałem. Zostałem o tym poinformowany przez Chińczyków poprzez prywatne wiadomości – były to maile z gratulacjami i pytaniem czy ten Rafał Nebelski od tego zdjęcia to ja. Zdarzają się również publikacje płatne – i tu znów chiński magazyn fotograficzny. Dostałem oficjalne zapytanie od naczelnego Photographer’s Companion z propozycją wynagrodzenia za pojawienie się mojego zdjęcia na rozkładówce, w artykule poświęconym konkursom fotograficznym z 2017 roku. Na propozycję ochoczo przystałem.

Photographers’ Companion China. Artykuł z moim zdjęciem ukazał się w tegorocznym numerze styczniowym miesięcznika.

Każdy z Was musi odpowiedzieć sobie na pytanie czy w konkursach warto startować. Jeżeli zdecydujecie, że tak, miejcie pewność, że Wasze fotografie mają szansę na zwycięstwo. Zerknijcie na skład jury. Jakim rodzajem fotografii pasjonują się sędziowie. Jakie zdjęcia zwyciężyły w poprzednich edycjach konkursów. Z roku na rok konkurencja jest coraz większa i coraz silniejsza. Wysyłajcie tylko prace, co do których macie absolutną pewność, że są doskonałe. W razie porażki wyciągajcie wnioski – brak wyróżnień często oznacza, że musicie jeszcze popracować. Ale pamiętajcie również, że ocena fotografii jest bardzo subiektywna. Zdarzyło mi się, że zdjęcie, które w jednym konkursie wygrało, w innym nie zakwalifikowało się nawet do finału. Pamiętacie o czym pisałem na początku? Fotografia to dla mnie zabawa i ten jej aspekt jest dla mnie najważniejszy! Nie zniechęcajcie się łatwo, ale nie bądźcie również bezkrytyczni w stosunku do swojej pracy.

House of Cards
Praca zdobyła I miejsce (Gold) w kategorii Advertising / Product w konkursie Prix de la Photographie, Paris 2016

Współpraca z markami

A wątek komercyjny? Pośrednio już odpowiedziałem w tekście. Ale podsumowując – biorąc udział w konkursach, będąc publikowanym w prasie, publikując we własnym zakresie na kanałach społecznościowych, zyskałem rozpoznawalność. Nie bez znaczenia jest radość z publikacji. To po prostu duża przyjemność zostać nagrodzonym i chwalonym za swoją pracę.

Idąc dalej – propozycje testów od producentów sprzętu. Raz są to propozycje poważne, innym razem mniej poważne, albo zupełnie niepoważne. Nie będę rozwijał tego wątku, żeby nikogo nie urazić. Na dziś jestem pasjonatem/ambasadorem marki Olympus. Jest to bardzo fajna współpraca i sprzętowa i tak po ludzku – ludzka. Po prostu w tej firmie pracują przesympatyczni ludzie, z którymi przesympatycznie się rozmawia i spędza czas. Szeroki dostęp do sprzętu, nowości, imprez – to wszystko korzyści z takiej współpracy. Kolejna marka, z którą współpracuję to Gitzo – producent jednych z najlepszych statywów na świecie. O tej współpracy napiszę szerzej w następnym tekstach. Zostałem pierwszym ambasadorem marki Gitzo w naszym kraju, więc przede wszystkim jest to dla mnie ogromne wyróżnienie. Sam od kilku lat korzystam z ich sprzętu i wiem, że jest to po prostu top, jeżeli chodzi o statywy. Po drugie możliwość używania różnych produktów Gitzo w terenie i dostosowanie sprzętu do własnych potrzeb w boju, a nie poleganie na internetowych recenzjach, to rzecz bez precedensu w mojej dotychczasowej karierze fotograficznej.

I na koniec, co nie oznacza, że to temat poboczny – warsztaty fotograficzne. Pierwsze inauguracyjne już się odbyły. Między innymi przy wsparciu Olympusa, Gitzo, Haidy i Canona. Każdy mógł wybrać i zabrać w teren produkty tych marek i przekonać się co potrafią. Ale warsztaty to nie tylko teren i plenery. Planuję również zajęcia z obróbki i obsługi oprogramowania do edycji fotografii.

Sami widzicie. Dużo się dzieje! Trzymajcie rękę na pulsie. A podsumowując wątek konkursowy. Dla mnie udział w konkursach to krok w dobrym kierunku. Choć wymaga przemyślenia i odpowiednich przygotowań. A Wy? Planujecie prezentacje swoich prac w takich turniejach?

Podczas kwietniowych warsztatów na Morawach. fot. Andrzej Grudzień
Porównanie fizycznej wielkości matryc: średnioformatowej Hasselblada i micro 4/3 Olympusa. Warsztaty na Morawach. fot. Andrzej Grudzień

Z ostatniej chwili

Akurat, kiedy kończyłem ten wpis, 12 czerwca ogłoszono wyniki konkursu Prix de la Photographie, Paris (P×3) 2018. Otrzymałem wyróżnienie w profesjonalnej kategorii Nature / Landscape za zdjęcie z Lofotów „Gods Awakening”!

Komentarze


Najnowsze wpisy